nasza galeria
artysci
sztuka w Lodzi
architektura
linki
kontakt


pagerank


PARTNERZY

archiwum

Wyszukaj z Google

 

powrót

Monotonia energetyczna czy/li nowe energie video

Anka Leśniak

Dwadzieścia filmów 20 artystów można było oglądać w ramach festiwalu „Pętle czasu”. Józef Robakowski uhonorowany przez Polskie Wydawnictwo Audiowizualne wydaniem książki i możliwością zorganizowania wydarzenia, którego miał być głównym bohaterem, zrezygnował z koncepcji własnej wystawy i zaprosił do projektu innych twórców.

Wystawa-instalacja jak nazywa ją Józef Robakowski kurator imprezy, była próbą wychwycenia i określenia nowych zjawisk pojawiających się w polskim video. Z założenia miała więc charakter problemowy, nie tylko prezentacyjny. Istotną częścią wydarzenia był panel dyskusyjny „Treści awangardy”. Podobnie jak prezentacje video, w których uczestniczyli artyści w różnym wieku panel również miał charakter pokoleniowy. Do dyskusji prowadzonej przez Łukasza Guzka został zaproszony prof. Malinowski, prof. Ryszard W. Kluszczyński, dr Łukasz Ronduda i Marta Raczek. W dyskusji brał również udział Józef Robakowski.

Dialog toczył się wokół postaw awangardy oraz pytania jak awangardowe koncepcje sztuki ewoluowały i co zostało z ich założeń w działaniach współczesnych artystów. Profesor Malinowski przypomniał początki polskich ruchów awangardowych i kluczowe w tym dyskursie losy i kontakty grupy Jung Idysz. Kontakty młodych Żydów z poznańskim Buntem i ruchami awangardowymi w Berlinie były pierwszymi zwiastunami awangardy w Łodzi, a dokładniej jej ekspresjonistycznego odłamu. Po nich dopiero pojawiły się związki z rosyjskimi konstruktywistami i działalność ikon polskiej frakcji tego ruchu – Kobro i Strzemińskiego. Przypomniane zostały lata 70 i zagadnienia związane z filmem awangardowym. Na tym historycznym tle dokonano próby usytuowania filmów zaprezentowanych na wystawie.

Tym, co zostało z założeń awangardy to kontestacja zastanej rzeczywistości, niezgoda na status quo. Wprawdzie artyści obecnie nie proponują nowej, lepszej czy wręcz idealistycznej wizji świata, ale w wielu pracach obecna jest krytyka rzeczywistości, ukazanie sytuacji życiowych w krzywym zwierciadle. Gdy sięgniemy do założeń ekpresjonizmu, przypomnimy sobie prace Ensora, Kirchnera czy Nolde to odnajdziemy w nich pełno „wynaturzeń” i deformacji ukazywanych motywów. Członkowie Jung Idysz również byli ekspresjonistami.

Video ukazane na wystawie korzystają z deformacji obrazu lub dźwięku. Dwa najlepiej ilustrujące to przykłady to Mnemosyne Michała Brzezińskiego i I Komunia Marty Stróżyckiej. W filmie Brzezińskiego obraz oscyluje na granicy rozpoznawalnego przedmiotu i abstrakcji, przechodząc płynnie z jednego stanu w drugi. Mnemosyne to uosobienie pamięci w mitologii greckiej, matki 9 muz. Patrząc na film Brzezińskiego nasuwa się odległe, ale jednak uzasadnione skojarzenie z obrazem Salvadora Dali „Trwałość pamięci”. Zdeformowane, rozpływające się zegary obrazują jak nietrwały i przetworzony, czasami mglisty jest obraz zapamiętany. Istotne znaczenie ma też upływ czasu. „Trwałość pamięci” to tytuł ironiczny, wspomnienia to nasze interpretacje i projekcje. U Brzezińskiego filmowany motyw uparcie powraca i znów się rozpływa. „Mnemosyne” silnie wpisuje się zarówno pod względem konstrukcji jak i idei w założenia wystawy „Pętle czasu”. Czas w tej pracy jest pętlą, a może spiralą. Trudno dociec czy powtarzające się obrazy i sekwencje są identyczne czy tylko do siebie podobne. /zobacz też Agnieszka Kulazińska "Mnemosyne"

Marta Stróżycka oparła się na filmie dokumentującym jej I Komunię zarejestrowanym przez ojca artystki. (film 93, Trzynaście lat później) Zdeformowała zapis poprzez manipulację tempem wyświetlanego obrazu i dźwiękiem, który po przeróbce nasuwał raczej skojarzenia z głosami z piekielnej otchłani niż z nabożną pieśnią.

Demoniczną, a konkretniej lucyferyczną wizję świata wykreował Tomasz Kozak, za pomocą charakterystycznego dla jego twórczości „kolażu” różnych produkcji filmowych. „Lekcja lucyferyczna” utrzymana jest w profetyczno-apokaliptycznej atmosferze, spotykanej u młodopolskich poetów. Kozak wybrał fragmenty z utworów kontrowersyjnego poety z tego okresu Tadeusza Micińskiego. Artysta przywołuje wątek lucyferyczny, zepchnięty w niebyt np. w edukacji szkolnej przez mesjanistyczne wizje, utrzymane paradoksalnie bardzo podobnym wizjonersko-refleksyjnym tonie. Ekspresjonistyczno-symboliczne utwory epoki Młodej Polski, poezja Przybyszewskiego powraca jak echo we współczesnej sytuacji Polski.

Surrealistyczno-paranoiczną rzeczywistość wykreowała w swoim filmie pt „Droga” Agata Frydrych.
Wszechogarniający róż korytarza ze schodami zamienia się w czarno-biały obraz doskonale zmontowanych, szybko zmieniających się sekwencji (z ćwiczenia na montaż autorka z pewnością zapewne dostałaby celujący). Do filmu został użyty materiał z podróży po Europie, jednak struktura filmu nie jest liniowa, narracja zapętla się w rytmie cyklicznie zmieniających się obrazów. W filmie przewija się dziewczyna, artystka. Wykonuje ekspresyjne gesty, żywo gestykuluje, mimika twarzy sugeruje, histerię lub szaleństwo. Film na pozór wykazuje bliskość z ekspresjonistycznymi założeniami, jednak po bliższym przyjrzeniu całość wydaje się parateatralna, nieco ironiczna…może megalomańska. Artystka jest centrum, „demiurgiem” wokół którego zapętla się struktura filmu.

Kontynuując ekspresyjny wątek w „Pętlach czasu”, nasuwają się filmy, których tematem jest taniec – w starożytnej Grecji wyraz boskiego szału, w wielu pierwotnych kulturach czynność rytualna. Mimo „ucywilizowania” tańca, wprowadzenia reguł dyscyplinujących ruchy, nadal jest on zapisem pewnej energii, której wyrazem jest ekspresja ciała. Tytułowy „Dancer” Kamila Kuskowskiego, raczej nie jest lwem parkietu, ale uporczywie na nim trwa, niezależnie od zmieniającej się muzyki, ilości tańczących obok niego osób, ma swój własny, monotonny rytm. Film Kuskowskiego wygląda na przypadkową rejestrację pewnej sytuacji, na imprezie, w której akurat uczestniczył.

Edyta Kumor przemontowała przebój kinowy „Chicago”. Ruch stepującego aktora został perfekcyjnie zmontowany. Jednak tempo i sekwencje ruchów od razu demaskują medium filmowe, którego cechą jest ruch i zazwyczaj skrótowość wypowiedzi w stosunku do czasu rzeczywistego. W eksperymentowaniu z własnościami filmu widać dalekie echa Warsztatu Formy Filmowej.
Izabella Pruska Oldenhof zadziałała abstrakcyjnymi formami, szybko zmieniającymi się błyskami światła. Struktura jej filmu nawiązuje do filmowych eksperymentów Stana Brakhage’a.

„Filogeneza” Tomasza Mażewskiego przypomina nieco „Kineformy” Andrzeja Pawłowskiego. Pawłowski generował obraz za pomocą specjalnego aparatu. Powstawały kinetyczne, abstrakcyjne formy, projekcja bez użycia taśmy filmowej. W filmie Mażewskiego ekran stopniowo zapełniają rozpływające się kształty, przypominające kolorowy dym.

W filmie Kuby Bąkowskiego „Something Wrong with my Stomach” na ekranie pojawiają się zielone świetlne punkty. Towarzyszy im zapętlona ścieżka dźwiękowa ze popularnego filmu science fiction „Star Trek”.

Emilia Kuryłowicz w filmie „Gwiazdka” zastosowała multiplikację motywu. Gwiazdka składa się z małych, różowych, rytmicznie powiększających się punkcików – sutków. Pulsujące sutki to może erotomański żart, ale jednocześnie przywodzą na myśl kobiece monstrum, inną kobiecość niż ta składająca się z dwóch piersi i waginy.

Kilka filmów wyraźnie nawiązuje do pojęcia ciszy i monotonii energetycznej przywoływanej przez Józefa Robakowskiego. Film Igora Krenza mówi o swoistym zmaganiu się z materią. Na białej ścianie powieszonych zostało kilka obrazków. Nagle jeden z nich spada. Pojawia się człowiek, który go podnosi i ponownie przymocowuje do ściany. Przez moment nic się nie dzieje. Potem spada kolejny obrazek, i tak w nieskończoność.

Karolina Breguła przygotowała w ok. czterdziestu językach instrukcję obsługi kamery. Praca zrealizowana została w konwencji pewnego absurdu. Na tle starej szafy stoi dziewczyna ubrana coś na kształt stroju stewardessy lub mundurka z dwoma kołami - czerwonym i zielonym, nadrukowanym na ubraniu. Artystka nie ma w ręku kamery. Za pomocą określonej gestykulacji, uśmiechu stosowanego w odpowiednich momentach i stałej formułki tłumaczy jak obsługiwać kamerę.

Na rytmicznej monotonii zapisu oparty został film Józefa Robakowskiego „Rozmyślania przy lizaniu”. Bohaterem jest kot artysty – Rudzik. Zwierze liże futerko języczkiem, po chwili zastyga w bezruchu lub czujnie rozgląda się dookoła, następnie powraca do przerwanej czynności. Głos z offu wielokrotnie powtarza zgodnie z czynnościami wykonywanymi przez kota słowa „myślę” i „liżę”. To dowcipne video, zrealizowane z lekkością i bezpretensjonalnością, którą nabywa się często po latach doświadczenia. Film w konstrukcji jest energetycznie monotonny, ale nie przytłacza ciężarem egzystencji.

Kilka filmów ma charakter dokumentacyjny, oparte są na obserwacji i rejestracji. W dwóch z nich kamera została umiejscowiona daleko od filmowanego motywu. Artyści podglądali sytuację, do której nie mogli się zbliżyć. Na projekcji Tomasza Sikorskiego widzimy w oddali postacie, które w parku wykonują ćwiczenia gimnastyczne. Tytuł filmu „Gimnastyka poranna” nasunął mi skojarzenia ze zwyczajem wspólnych porannych ćwiczeń stosowanych w japońskich firmach. W gimnastyce uczestniczą wszyscy pracownicy niezależnie od stopnia awansu. Zwyczaj ten zaczęto ostatnio wprowadzać w japońskich fabrykach w Polsce.

Do sytuacji polskich miast na Śląsku odnosi się film Doroty Zyguły „Rozbark”. Artystka ustawiła kamerę w oddali od filmowanego budynku sortowni węgla w Rozbarku – dzielnicy Bytomia. Zmiany oświetlenia sugerują, że stała z kamerą bardzo długo, od wczesnego ranka filmując pejzaż w którym prawie nic się nie zmieniało. Nagle cisza została przerwana przez potężny wybuch, który wysadził w powietrze filmowany budynek. Artystka rejestruje w stałym kadrze nerwowo biegających ludzi i rozprzestrzeniające się kłęby dymu. Film jest nietypową dokumentacją autentycznego wydarzenia.

W interesujący sposób odniosła się do tytułowych pętli Zuzanna Janin. Na podzielonym na dwie części ekranie symultanicznie pokazuje proces budowy i rozbiórki domu. Film trwa ok. godziny. Zestawiając oba obrazy artystka puściła je od końca. Z początku obraz wydaje się niejasny, jednak po chwili orientujemy się, że dom, który jest wyburzany powstaje, a ten, który jest w budowie znika.

Marzena Zawojska z filmem o romantycznym tytule „Serce moje” również mieści się w „dokumentalnej” części wystawy. „W swojej drużynie serce moje jedyne od lat”, tak śpiewają bohaterowie jej realizacji. Film opowiada o grupie kibiców piłkarskiej drużyny „Łada Biłgoraj”. Fani „Łady” wykazują się ogromnym zaangażowaniem i oddaniem dla swojej drużyny. Dzielnie kibicują, nie zważając na porażki, malują transparenty, robią wspólne próby okrzyków i „pieśni” klubowych, żeby dobrze wypaść podczas meczu i skutecznie zagrzewać piłkarzy do rywalizacji.

Maurycy Gomulicki pokazał film sidle-show. „The Best of the Rest” to nagromadzenie zdjęć różnych z różnych sytuacji, często erotycznych, seksualnych. Zmieniające się szybko zdjęcia ukazują, gdyby użyć języka polskich prawicowych ideologów różne „dewiacje, zboczenia i wyuzdanie”. Praca jest wyrazem nieskrępowanej wolności. Jest dokumentem nieskończonych możliwości ujawniania się ludzkiej energii, sposobów na łamanie konwenansów i reguł, poprzez które próbuje kontrolować ludzi władza i religia. Praca Gomulickiego broni się pokazana w kontekście jego twórczości lub na blogu artysty www.pinknotdied.blox.pl, natomiast na wystawie sprawia wrażenie nieco naiwnej dokumentacji konsumpcyjnego współczesnego świata, przetrawianej na setki sposobów przez setki artystów.

Dwie realizacje o charakterze instalacyjnym wykorzystały kontekst miejsca – kotara z projekcją Wojciecha Pusia i „Old school” Konrada Kuzyszyna. „Ogród, (Wnętrze)” Wojciecha Pusia było pierwszą pracą, na którą widz natrafiał po wejściu na drugie piętro ekspozycji. Na oświetlonej przez projekcję zielonkawym światłem zasłonie odbijały się cienie drzew. Praca sugerowała, że coś dzieje się za zasłoną, a jednocześnie stanowiła granicę. Ten, kto odważył się ją przekroczyć, przejść za zasłonę, wchodził do pozostałych pomieszczeń z projekcjami.

Praca Konrada Kuzyszyna zamknęła ekspozycję. Autor wykorzystał w niej przedmioty zastane w kamienicy. Instalacja składała się z dwóch kontrastujących ze sobą części – pomieszczeń. Pokój po lewej stronie był zapisem destrukcyjnej energii. Leżały w nim przewrócone szafy, poniszczone meble. Na ścianie wisiało zdjęcie z rozbitą szybką. W pokoju panował chaos nagromadzonych przedmiotów, który potęgował film (z dźwiękiem) ukazujący wodospad. W drugim pomieszczeniu było zupełnie ciemno. Jedynymi widocznymi elementami wnętrza były: czerwona lampka, krzesło i stolik, na którym stał mały telewizorek z filmem, pokazującym spadającą kroplę wody. Zbliżenie powodowało, że siła i energia upadającej kropli wydawała się równa uderzeniu meteorytu. Film był pozbawiony dźwięku.

Na zakończenie warto wspomnieć o działaniu grupy Incite na podwórzu kamienicy. Specyfika tzw. studni łódzkiej sprzyjała multimedialnej projekcji „rzuconej” na ścianę opuszczonej kamienicy i koncertowi.

„Pętle czasu” były niezwykłym wydarzeniem, nawiązującym mimo upływu czasu do sposobu organizacji pozaoficjalnych inicjatyw artystycznych tj Konstrukcja w procesie, Muzeum Artystów czy Strych. W tym wypadku wystawa miała instytucjonalnego organizatora – Polskie Wydawnictwo Audiowizualne, był to jednak partner z zewnątrz. Łódzkie władze niestety cały czas zainteresowane są dofinansowaniem fasadowych imprez, które nie pozostawiają po sobie nic oprócz mnóstwa ładnych folderków i gadżetów w postaci smyczy, ołówków i podkładek pod kufel piwa. „Pętle czasu” odcięły się też od zakrawającego już o paranoję pędu łódzkich organizatorów wystaw do włączania za wszelką cenę swoich działań w jakieś biennale czy cykliczne festiwale, jakby sztuka już nie mogła istnieć od nich niezależnie.

Zwrot wystawa-instalacja sugeruje, że prace pokazane na wystawie tworzę pewną całość. Nie zwalnia to jednak organizatorów od umieszczenia podstawowych informacji o artystach i o filmach, zwłaszcza, że na wystawie pojawiło się kilka nowych nazwisk. Krótkie opisy prac pomogłyby w zwiedzaniu ekspozycji. Mimo tych niedociągnięć wystawa wyróżniła się przemyślaną strategią kuratorską. Kurator położył wagę na potencjał intelektualny imprezy, o którym często zapominają organizatorzy innych wydarzeń artystycznych w Łodzi, nie wyłączając poważnych instytucji. Józef Robakowski zwrócił uwagę na kilka nowych nazwisk i zjawiska, które warto śledzić.


Robakowski na festiwalu „Pętle czasu” chciał pokazać nowe energie video. Te realizacje wyróżniają się użyciem pętli, powtórzenia, pewną monotonią energii. Występuje w nich deformacja dźwięku i obrazu, bliska ekspresjonizmowi. Ciekawym tropem jest powrót do ekspresjonistycznego sposobu myślenia. Część prac na wystawie to dokumenty. Dokument miał być ważnym elementem imprezy, ze względu na idęę „Pętli czasu” jako powrotu do przeszłości, czerpania z dziedzictwa awangardy. Niestety wątku dokumentu nie udało się tym razem zrealizować w pełni. Wciąż czekamy na film Józefa Robakowskiego o grupie Jung Idysz i na miejsce, w którym będzie stale dostępna dokumentacja działań grupy. Na panel dyskusyjny nie dotarł Artur Żmijewski, czołowa postać w sztuce polskiej zajmująca się dokumentem (paradokumentem video).

Józef Robakowski wystawą Pętle czasu uświadomił, że w Łodzi nie tylko coś się skończyło ale, że coś się zaczyna, i te nowe działania nie istnieją w oderwaniu od przeszłości. Jednak przeszłość nie jest rozdziałam zamkniętym. Robakowski re-konstruuje historię łódzkiej awangardy. Zadaje pytanie o początek. Mówi o potrzebie dociekania i ciągłych pytań. Grupa Jung Idysz to ciekawy wątek łódzkiej, a właściwie polskiej awangardy, zaniedbany przez historię sztuki.

Po wystawie „Pętle czasu” nasuwa się refleksja związana z lokalną sytuacją. Należałoby zaapelować do łódzkich urzędników, żeby koniecznie wymienili Łódź Festiwalową na Łódź Awangardową i to najlepiej przed 2016 rokiem. Pętle czasu przypominają, że Łódź oprócz Manufaktury i pubów na Piotrkowskiej ma jeszcze silną tradycję sztuki nowoczesnej, Muzeum Sztuki z cennymi zbiorami ilustrującymi tą historię oraz artystów i inicjatywy bardziej doceniane poza własnym miastem.

zobacz video TVP Łódź z wystawy
czytaj poprzednią recenzję z wystawy "Pętle czasu"