nasza galeria
artysci
sztuka w Lodzi
architektura
linki
kontakt


pagerank


PARTNERZY

archiwum

Wyszukaj z Google

 

powrót

O trzech sposobach na użycie kobiecego ciała w sztuce.

Anka Leśniak

Tytuł tego artykułu mógłby być uznany za seksistowski, gdyby nie fakt, że w tym wypadku kobiecego ciała używają kobiety i że jest to także ich własne ciało.Problematyka cielesności, stosunku do ciała łączy również prace trzech artystek: Moniki Golisz, Izy Maciejewskiej i Marzeny Turek-Gaś, które zaprezentowały swoje projekty w Galerii Promocji Młodych, z okazji dnia kobiet. 13.03-26.03.2009, Galeria Promocji Młodych. kurator: Bartłomiej Jarmoliński.

Tytuł tego artykułu mógłby być uznany za seksistowski, gdyby nie fakt, że w tym wypadku kobiecego ciała używają kobiety i że jest to także ich własne ciało. Refleksja nad ciałem kobiety uwikłanym w mechanizmy władzy i powinności społecznych to temat, który na szeroką skalę zaczęły eksplorować artystki lat 70 związane z nurtem feministycznym, np. Judy Chicago, Faith Wilding, Yoko Ono. Opowieść o kobiecości determinowanej przez cielesność znajdziemy również w pracach polskiej rzeźbiarki Aliny Szpocznikow. Mimo upływu lat i ewolucji sztuki, artystki nadal w swoich pracach odnoszą się do problematyki kobiecego ciała i kobiecej seksualności. Można tu przypomnieć choćby prace Alicji Żebrowskiej, Marty Deskur jak również performerskiego duetu Sędzia Główny.

Problematyka cielesności, stosunku do ciała łączy również prace trzech artystek: Moniki Golisz, Izy Maciejewskiej i Marzeny Turek-Gaś, które zaprezentowały swoje projekty w Galerii Promocji Młodych, z okazji dnia kobiet. To fasadowo celebrowane święto za czasów PRL, potem obśmiewane i wykpiwane, stało się w sztuce okazją do prezentowania projektów tworzonych przez kobiety o sobie samych i życiu determinowanym płcią, a także możliwością pokazywania sztuki często radykalnej i poruszającej. Przykładem może być krakowskie „Święto Kobiet”, „Tarnogórska Femina” czy wystawy w Bielsku-Białej „Kobieta o kobiecie”.

Monika Golisz, Iza Maciejewska i Marzena Turek-Gaś pochodzą z różnych środowisk, różnią się wiekiem, ukończyły różne uczenie, a także działają w innych dziedzinach sztuki. Monika ukończyła łódzką filmówkę na wydziale fotografii. Na wystawie zaprezentowała 5 odbitek, które poprzez dodanie typografii nabrały cech plakatu. Iza Maciejewska, absolwentka ASP w Łodzi oraz podobnie jak Monika Wydziału Fotografii łódzkiej szkoły filmowej, wychodzi od rzeźby, a dokładniej odlewu ludzkiego ciała. Cały proces staje się dla niej pretekstem do zrealizowania filmu i serii fotografii. Marzena Turek-Gaś prowadzi dialog z tradycją aktu kobiecego w sztuce.

Ekspozycja miała miejsce w dwóch przestrzeniach. Pierwszą, większą wypełniły realizacje Moniki i Izy, w drugiej zaprezentowała swoją instalację Marzena.

Prace Moniki to czarno-białe fotografie, perwersyjne w swoim wyrazie. Widać na nich nagie bądź prawie nagie osoby. Na fotografiach czytamy: Iwona, lat 24, Marta, lat 27, jednak postacie są sfotografowane tak, że wcale nie jesteśmy pewni czy artystka na pewno uwieczniła kobiety. Na jednej z nich widzimy ciało wykadrowane od łydek do torsu. Na części intymne sfotografowanej osoby pada cień. Artystka na fotografii umieszcza napis „W nocy widać więcej”. Na kolejnym zdjęciu oglądamy postać ubraną jedynie w stringi. Siedzi odwrócona tyłem do oglądającego. Ukrywa swoją twarz, a tym samym cechy płciowe. Odwraca się od spojrzenia voyera. Na jej plecach możemy przeczytać napis „Miziaj mnie maleńka”. Najsilniej działa jednak fotografia, na której postać wypina pośladki w stronę widza. Została zmuszona do przybrania takiej pozy, o czym świadczą związane w nadgarstkach, wykręcone do tyłu i wyciągnięte w górę ręce. Napis wyjaśnia; „Inga, lat 24, przedszkolanka, Częste bóle w krzyżu”. Monika poprzez wprowadzenie tekstu zakłóca jednoznaczny odbiór fotografii. Oglądamy młode ciało w seksualnej, perwersyjnej pozie z gatunku sado-macho. Po chwili dowiadujemy się, że seksualny obiekt ma częste bóle w krzyżu, co zdecydowanie nie jest sexy. Idąc dalej tym tropem zastanawiamy się, jak to możliwe, żeby młoda dziewczyna miała bóle w krzyżu. Powinna być przecież atrakcyjna, uśmiechnięta, energiczna, oczywiście zdrowa i na nic się nie skarżyć.


Iza Maciejewska bawi się w Boga i manipuluje przekazem medialnym. W video pokazanym na wystawie artystka wykorzystywała film, na którym zdokumentowała etapy wykonywania swojej pracy dyplomowej. Oglądając video do pewnego momentu mamy wrażenie, że patrzymy na film instruktażowy – „jak poprawnie wykonać odlew?”. W pewnym momencie jednak zdajemy sobie sprawę, że układ kolejnych scen jest nielogiczny. Model z gliny, z którego wykonuje się odlew powinien być pokazany na początku filmu, a dopiero później powinna pojawić się gipsowa forma. Tym bardziej z zainteresowaniem czekamy finału. Ku naszemu zdumieniu z glinianej formy powstaje żywy człowiek-mężczyzna. Teraz dopiero uświadamiamy sobie znaczenie odlewu-aktu kobiecego ciała, umieszczonego w tle, podczas wykonywania kolejnych czynności przez artystkę. Tu również właściwy porządek został odwrócony, a może raczej przywrócony. Bardziej prawdopodobna jest wersja, że na początku była Ewa, która zrodziła Adama, niż, że powstała z jego żebra. Iza w kontekście tego projektu z ironią mówi o sobie pani dr Frankenstein. Swoim precyzyjnym zachowaniem przypomina raczej demiurga, niż miłosiernego Boga. Nie jest też okrutną pogańską boginią – jest strój – biały fartuch, maseczka ochronna na twarzy, akcesoria w postaci bandażu, nożyczek kojarzą się ze szpitalem lub z laboratorium. Film jest więc komentarzem do współczesnych eksperymentów genetycznych, sztucznego zapłodnienia i kontroli, jakiej poddawane jest ciało.

Marzena Turek-Gaś w przeciwieństwie do Izy i Moniki bazuje na ekspresji i doznaniach zmysłowych. Jako materiału do sztuki używa własnego ciała. Jej twórczość wyraża rzadką w sztuce uprawianej przez kobiety radość z „bycia kobietą”. To opowieść o wyzwolonej kobiecej seksualności. Artystka zaprasza nas do swojego królestwa. Powietrzne łoża z nadrukowanym aktem, do którego sama pozowała kuszą, żeby się na nich położyć. W filmie Feeling Colour artystka leżąc na powietrznym łożu posypuje się barwnym pigmentem. Na ścianach galerii zawiesiła fotografie, które są dokumentacją z „planu filmowego”, ale przede wszystkim stanowią samodzielne dzieła sztuki – estetyczne i erotyczne zarazem pozy. Przyglądając się z pozoru łatwej, prostej i przyjemniej sztuce Marzeny można łatwo wpaść w pułapkę. Na mężczyzn czyha ona w sferze wizualnej. Istnieje obawa, że refleksję nad pracą zakończą na etapie podziwiania zgrabnego ciała artystki. Feministki mogą oburzyć się, że tej pracy bliżej do erotycznych gazetek niż do świadomej sztuki kobiecej. Uważny odbiorca jednak, mimo podobieństw póz przyjmowanych przez Marzenę do kobiet pojawiających się bilbordach reklamowych zauważy pewien zgrzyt, niebezpieczne dla męskiego świata przesunięcie. Otóż artystka jest szczęśliwa sama ze sobą, samowystarczalna i spełniona. Kąpie się kolorach, sypie na siebie złoty pigment, nie wypatruje żadnego mężczyzny, nie odczuwa w przeżywanych przez siebie przyjemnościach jego braku.

Realizacje trzech opisanych artystek, mimo, że bardzo różne, składają się na refleksję nad cielesnością, a szczególności nad kobiecym ciałem zdeterminowanym płcią. Artystki nie stosują radykalnych metod, nie wplatają w swoje prace haseł politycznych. Analizują, zastanawiają się, poddają w wątpliwość pewniki dotyczące płci. Mimo, że świat /przynajmniej zachodni/ w tym również świat sztuki przeszedł już ciężką lekcję feminizmu /wspomniany feminizm lat 70, wystąpienia Guerilla Girls/ głęboko tkwiących stereotypów i wzorców zachowań nie wykorzeni się ustawą o równym statusie płci czy zasadą parytetu. Dziś kobiety więc rzadziej zderzają się z jawną dyskryminacją, często jest to gra pozorów. Dlatego zmieniają się taktyki kobiet w obronie swoich praw, ale gra wciąż toczy się o to samo czyli o ciało. Kto tak naprawdę ma władzę nad kobiecymi ciałami? W Polsce państwo i Kościół. Jak kobiety mogą odzyskać własne ciała? Poprzez zerwanie ze stereotypem, że płeć jest czymś naturalnym i oczywistym i że obliguje do pewnych powinności. Kobietom może pomóc również medycyna. Od czasów wynalezienia i ciągłego udoskonalania środków antykoncepcyjnych ciało kobiety przestało podlegać prawom „natury”. Również każda z nas może zadać sobie pytanie, czy jest zadowolona z tego, że jest kobietą, a jeśli tak lub nie to dlaczego? I czy na pewno wypełnia swoją własną wolę czy bezrefleksyjnie kalkuje utarte, choć zgubne wzorce. Do takich przemyśleń skłania sam temat i okoliczności wystawy, a także prace artystek, które do tych problemów odniosły poprzez język sztuki. To prace, które skłaniają do refleksji dowcipem i przewrotnością i jak to zwykle ze sztuką bywa, nie wskazują jedynie słusznych rozwiązań, nie dają gotowych odpowiedzi, ale niewątpliwie są kolejnymi głosami w dyskusji.