nasza galeria
artysci
sztuka w Lodzi
architektura
linki
kontakt


pagerank


PARTNERZY

archiwum

Wyszukaj z Google

 

powrót

Chłodny pocałunek obok biura podróży

Anka Leśniak

Jarmoliński zaprzedał duszę malarstwu i chyba nigdy go się nie wyrzeknie za żadną cenę. Takie zorientowanie na jedną dziedzinę to rzadko spotykana postawa wśród młodych twórców, często źle widziana przez współczesnych kuratorów. Typ malarstwa też „mało modny”, ale Jarmoliński wydaje się tym zupełnie nie przejmować.

Bartka Jarmolińskiego znam już zbyt dobrze, żeby pisać o jego pracach w oderwaniu od ekscentrycznej osobowości autora. Bartek to typ niezwykle ekspresyjny a jednocześnie uporządkowany i stanowczy.

Jarmoliński zaprzedał duszę malarstwu i chyba nigdy go się nie wyrzeknie za żadną cenę. Takie zorientowanie na jedną dziedzinę to rzadko spotykana postawa wśród młodych twórców, często źle widziana przez współczesnych kuratorów. Typ malarstwa też „mało modny”, ale Jarmoliński wydaje się tym zupełnie nie przejmować. Przekora to kolejna cecha Bartka, z pewnością jednak nie przybiera ona w jego wypadku formy zacietrzewienia się w anachronicznych schematach. Modernistyczna postawa dekadenta, która nadal dla wielu tzw. zwykłych ludzi jest synonimem artystycznego „prowadzenia się” jest mu zupełnie obca, z kolei lekcję konstruktywistycznej awangardy odbijającą się echem, a czasami czkawką wśród wielu łódzkich artystów różnych kategorii, pominął zupełnie.

Jarmoliński jednak mimo tradycyjnie figuratywnego stylu jest dzieckiem swojej epoki. Ogląda reklamy, stosuje kosmetyki i przegląda się w lustrze. Cechuje go specyficzny rodzaj narcyzmu, zarówno jeśli chodzi o jego wygląd i zachowanie jak i o typ malarstwa, które uprawia.

Proste kompozycyjnie obrazy, w których z pozoru wszystko jest jasne na pierwszy rzut oka, to pomieszanie wpływów hiperrealizmu z motywami symboliki chrześcijańskiej i z pastiszem kultury konsumpcyjnej – obrazy „Balsam”, „Odżywka” i „Autopromocja”. „Dorzucił jeszcze” realistycznie malowaną erotyczną pulchną piękność w stringach (?) która śmiało patrzy na widza, budząc tym skojarzenia z Olimpią Maneta.

Sztuka Jarmolińskiego może frapować, fascynować ale również irytować. Takie ambiwalentne emocje wywołuje cykl jego autoportretów w makro-skali. Jarmoliński prezentuje się widzom w trzech stanach emocjonalnych, na jednym z obrazów gestem nakazuje ciszę odbiorcy, (bo sam raczej woli mówić), na innym prowokacyjnie pokazuje język, jednak najsilniej działa obraz, na którym autor układa usta do pocałunku, a może do konwencjonalnego „cmok, cmok”, które tak naprawdę mało kto lubi, a jednak grzecznościowe „buzi, buzi” jest szeroko stosowane. Jarmoliński drwi z tego kulturowego gestu, „amerykańskiego uśmiechu” i czułości w stylu kolorowych czasopism.

Ale ponadnaturalnej wielkości autoportrety nie są kolorowe. Może to najbardziej zniechęca do odwzajemnienia pocałunku autorowi. Chłodny, perfekcyjny realizm raczej onieśmiela. Prosta kompozycja oparta na wyraźnym wyodrębnieniu trójwymiarowo malowanej figury od białego płaskiego tła powoduje, że zmuszeni jesteśmy do koncentracji na konkretnej postaci lub przedmiocie. W sztuce Bartka ważny jest konkret, nachalny i namacalny. Może to być twarz, dłonie, nóż, owoc granatu. Nie jest to jednak puszka zupy Campbell. To obrazy „no logo”, nawet jeśli pojawia się na nich kod cyfrowy. Wspomniane już obrazy „Balsam” i „Odżywka” nie pokazują produktów lecz ciało i włosy dziewczyny. Gdyby nie tytuły, płótna można by uznać za klasyczne studium aktu i portretu. Dziewczyny reklamujące kosmetyki nadal przybierają wdzięczne pozy modelek akademików i dawnych mistrzów. W zeszłych stuleciach bogini piękności rodziła się z piany morskiej dziś piękno kobiety rodzi się dzięki pielęgnującej piance do ciała, niegdyś napojem zapewniającym nieśmiertelność była boska ambrozja dziś długowieczność zapewnia Biovital.

Pozy postaci z obrazów Bartka mogą nasuwać skojarzenia z teatrem, czymś pomiędzy średniowiecznym misterium a pretensjonalną maskaradą. Jarmoliński w swoich portretach to raz słodki „lovelas”, to znów rozgrymaszony chłopiec, a innym razem niemalże Chrystus. Dramatyzm w obrazach Bartka jest nieco teatralny, jednak widać, że malowaniu obrazów towarzyszyły szczere emocje.

Frapująca jest przewijająca się na płótnach postać Judyty, piękna i jednocześnie silna łącząca w sobie cechy przypisane kulturowo płci żeńskiej i męskiej. Postać Judyty symbolizuje też patriarchalny lęk przed kastracją, tym samym utratą męskiego ego, tożsamości, która odróżnia go od kobiety, od Innego.

Jarmoliński swoim wyglądem zdecydowanie wpisuje się w charakterystykę metroseksualisty, jednak w studium własnego ciała, przesadnie eksponuje silnie owłosiony tors, zestawiając ten wizerunek z delikatnym ciałem kobiety ubranej w miękką, połyskującą szatę.

Tytuł wystawy to Relacje. W dużym stopniu są to relacje między samym artystą a kreowanym przez niego własnym wizerunkiem, (image). Jarmoliński próbuje usytuować się w otaczającej go przestrzeni. Nie jest jednak reporterem, przyglądającym się z boku obserwatorem. To raczej kreator i bohater. Eliminuje z obrazów nieistotne elementy, żeby zwrócić uwagę na siebie. Jest w centrum. Obok niego tylko biel. Przez biel i centralną kompozycję prace Jarmolińskiego plasują się na pograniczu realności i transcendencji. Białe tło nasuwa skojarzenia ze złotem w bizantyjskich mozaikach, które odrealniało przestrzeń, było tłem dla postaci boskich i władców ukazanych według zasad centralnej kompozycji. Bartek być może podświadomie czerpie z wzorców przedstawień władców i dostojników jak i wizerunku współczesnego "wdziecznego mężczyzny", jednak uwodzicielsko-chimerycznym wizerunkom samego artysty z odbitą szminką na policzku, silną konkurencję robi zrównoważona, wyciszona, tajemnicza „Judyta”, która nie cofnie się przed niczym.

„Relacje” - Bartłomiej Jarmoliński, malarstwo, Galeria „1-2-3”, ul. Piotrkowska 123, wejście przez Biuro Podróży. wystawa czynna do 10.09. 2007.