nasza galeria
artysci
sztuka w Lodzi
architektura
linki
kontakt


pagerank


PARTNERZY

archiwum

Wyszukaj z Google

 

powrót

Iwona Demko. KOBIETA NA SPRZEDAŻ

Rozwowa z Iwoną Demko o jej performance w witrynie pubu w Częstochowie, podczas festiwalu ARTerie 2013. Artystka kontynuuje w nim temat wymuszonej prostytucji i handlu kobietami w tym celu.

Anka Leśniak: W dniach od 5 do 8 września br. brałaś udział w Festiwalu ARTeria „Trzeci strzał” w Częstochowie, gdzie kontynuowałaś problem handlu kobietami do wymuszonej prostytucji, który już jakiś czas temu pojawił się w twojej sztuce. Na Silesia Art Biennale w 2012 roku w ramach tego tematu m.in. uszyłaś dwie lalki symbolizujące prostytutki, inspirowane autentycznymi postaciami z historii Bystrzycy Kłodzkiej. Uszyte obiekty podobnie jak te dwie kobiety zostały przymocowane do pręgierza i wychłostane przez "kata". Mimo ulewy w oknach wychodzących na rynek pojawiło się sporo gapiów. Zapewne podobnie to wyglądało te kilkaset lat temu. W Częstochowie nie użyłaś obiektów rzeźbiarskich, a stanęłaś sama w roli prostytutki w witrynie wychodzącej na ulicę. Takie "panienki w okienkach" to typowy widok dla Red Light District w Amsterdamie, ale chyba kompletnie niecodzienny w Częstochowie... Zwłaszcza zważając na charakter miasta w cieniu Jasnej Góry. Jak udało Ci się przekonać organizatorów do takiej akcji?

Iwona Demko: Pierwszym moim projektem na temat handlu kobietami do wymuszonej prostytucji była rzeczywiście realizacja w Bystrzycy Kłodzkiej. Potem powstała praca „Obsession” w ramach indywidualnej wystawy w Galerie Kreis w Norymberdze. Tam na parterze galerii „zorganizowałam” klub nocny, a w części podziemnej miejsce przetrzymywania kobiet przymuszanych do pracy w prostytucji. Były to dwa kontrastujące ze sobą miejsca. Na górze piękny, różowy świat, wypełniony erotyzmem. Na dole świat totalnie odmienny; mroczny, odpychający i przygnębiający. W słabym świetle latarki każdy ze zwiedzających mógł odkryć panujący tam nieporządek, brudne materace, porozrzucane ubrania, resztki jedzenia, popisane wyznaniami ściany… Świat górny, czyli klub miał inną „twarz”, miał swoje wizytówki, stronę internetową z ofertą kobiet (kobietami były poduszki z motywem waginalnym) inspirowaną autentycznymi stronami niemieckich agencji. Zanim zaczęłam się interesować tematem handlu kobietami, rynek usług seksualnych był mi zupełnie nieznany. Kiedy odnalazłam zdjęcia kobiet i strony internetowe, najogólniej rzecz ujmując byłam zszokowana. Przede wszystkim tym, jak bardzo kobieta sprowadzona jest do roli towaru. A jej „usługi” do doskonale zorganizowanego marketingu – handlu wychodzącego naprzeciw potrzebom klienta, w którym kobieta ma te potrzeby zaspokajać wedle ściśle określonych, wypunktowanych usług odpowiednio wycenionych...


Pierwszy raz brałam udział w Festiwalu ARTeria dwa lata temu. Kiedy w tamtym roku montowałam swoją witrynę użyczoną przez sklep kosmetyczny przy Al. Najświętszej Marii Panny byłam w drodze do Bystrzycy Kłodzkiej. Już rok temu wyjeżdżając z Częstochowy w kierunku Bystrzycy myślałam o pewnym zrządzeniu: w Częstochowie oferowano w festiwalu witryny, a ja rozpoczęłam prace na temat handlu kobietami do wymuszonej prostytucji. To połączenie sugerowało oczywiste rozwiązanie. Nie chodziło tu o Częstochowę i Jasną Górę, ale o założenie festiwalu, w którym sztuka miała pojawić się w przestrzeni miejskiej, czyli np. w witrynach. Organizatorzy znali mnie i moje prace oraz widzieli realizację w Bystrzycy. Dlatego nie byli zdziwieni moją propozycją na trzecią edycję festiwalu. Co więcej znalazłam u nich 100% akceptację mojego pomysłu, który oprócz performance obejmował trzydniowe warsztaty przed ratuszem, gdzie wraz z mieszkańcami Częstochowy wyszywaliśmy fragment wyznania dziewczyny, która doświadczyła handlu. Warsztaty wzbudziły zainteresowanie i zrozumienie wśród mieszkańców. Nie po raz pierwszy spotkałam się z takim przyjęciem w Częstochowie. Miałam przyjemność zaprezentować tu wcześniej mój projekt „Waginatyzm” dotyczący kultu waginy, który został przyjęty ze zrozumieniem i sympatią. Po wernisażu podchodzili ludzie, wyrażając swoją radość, że taki projekt trafił do nich, zapewniając mnie, że w Częstochowie mieszkają nie tylko „medaliki”, ale tak samo zróżnicowani pod względem przekonań ludzie, jak w innych polskich miejscowościach. Moje osobiste wrażenie na temat mieszkańców Częstochowy jest ogromnie pozytywne. Miałam szczęście trafić jedynie na wspaniałych, ciepłych i otwartych ludzi, którzy nie boją się śmiałych i trudnych tematów. Pod koniec października wracam tam z projekcją filmu na temat handlu, a także wykładem o Kulcie Waginy i warsztatami.

A.L.: To chyba pierwsze twoje działanie z użyciem własnego ciała jako obiektu sztuki?

I.D Decyzja o performance polegającym na staniu w stroju prostytutki w witrynie nie była dla mnie łatwa. Początkowo nie myślałam o tym, że będę to ja. Myślałam, że kogoś o to poproszę, ale nie widziałam kogo, a sama bałam się wziąć udział w takim „występie”. Nie jestem artystką działającą w obszarze performance. Materiałem moich prac nigdy nie było moje ciało. Zwykle wykonywałam pracę, która istniała obok mnie i wystawiała się sama. Ja byłam osobą zaangażowaną, ale jednak obok, mogłam przyglądać się z bezpiecznego dystansu, albo w ogóle się nie pojawić. Po drugie „występ” był specyficzny, osoba biorąca w nim udział miała odgrywać rolę prostytutki, kogoś kto wzbudza ogromnie negatywne emocje, jest stygmatyzowany społecznie, wyrzucony poza nawias. Nie była to łatwa rola. Wiedziałam również, że witryna pozbawiona bohaterki - występującej w niej żywej osoby - nie będzie robiła tak mocnego wrażenia, wiedziałam że „występ” ten jest konieczny. Nie chciałam, aby była to aktorka, bo bałam się, że może to być teatralne, a co za tym idzie mniej autentyczne. Nie chciałam zatrudniać autentycznej prostytutki, ponieważ przede wszystkim nie chciałabym jej wystawiać w ten sposób, a poza tym byłaby to osoba anonimowa. Nie chciałam również namawiać, a potem stawiać w takim kontekście kobiet mi znajomych. W rezultacie postanowiłam sama wziąć odpowiedzialność za własny pomysł i mimo wielkich obaw stanąć w witrynie. Decyzja ta była konsekwencją pomysłu, na którym mi bardzo zależało i z którego nie chciałam zrezygnować.

A.L.: Oprócz Ciebie w stroju jednoznacznie sugerującym profesję, były jeszcze napisy projektowane na witrynę - czyli to, co sobie myśli prostytutka podczas pracy. Jakie to były myśli?

I.D: W pewnym momencie pracy nad projektem zdałam sobie sprawę z tego, że sama stojąca w witrynie kobieta będzie odbierana jedynie w stereotypowym NEGATYWNYM kontekście, że niewiele osób odniesie tę sytuację do tematu handlu kobietami, do wymuszonej prostytucji. A ja chciałam zwrócić uwagę właśnie na ten temat. Nie chciałam zapewnić dobrej zabawy wywołanej moim jednoznacznym widokiem, ani nie chciałam stworzyć warunków do pojawienia się standardowych komentarzy. Chciałam zepsuć tę zabawę i wprowadzić zmianę punktu widzenia na zaistniałą sytuację. Chciałam, aby odbiorca został wybity ze swojego bezpiecznego, beztroskiego miejsca zapewniającego mu oczywistą wyższość nad osobą na którą patrzy, bez względu na to kim jest. Chciałam, aby przez chwilę miał okazję poznać coś, czego nigdy nie byłby w stanie odgadnąć - myśli zwykle pogardzanej przez niego osoby stojącej po drugiej stronie szyby. Aby osiągnąć zamierzony efekt, a jednocześnie mając świadomość tego, że projekt pojawi się w przestrzeni miejskiej i mogą natrafić na niego osoby zupełnie przypadkowe postanowiłam dodać tekst.

A.L.: Czy konsultowałaś te hasła z rzeczywistymi prostytutkami czy były to raczej twoje wyobrażenia, o czym mogą myśleć te kobiety?

I.D: Kiedy rok temu zaczęłam interesować się tematem prostytucji, przeczytałam kilka książek, zobaczyłam wiele filmów fabularnych i dokumentalnych. Przeczytałam również odnalezione w Internecie blogi prostytutek, opinie psychologów, obejrzałam wywiady. Miałam podstawy do wyobrażeń na ten temat. Jednak byłyby to nadal głównie moje wyobrażenia. Aż trafiłam na książkę, która niedawno ukazała się na naszym rynku. „Porwana i sprzedana” autorstwa Sarah Forsyth, Brytyjki, która w wieku 19-nastu lat wyjechała do Amsterdamu, aby tam podjąć pracę jako pielęgniarka w żłobku. Z lotniska odebrała ją kobieta, która rzekomo miała jej pomóc w podjęciu nowej pracy. Zamiast tego Sarah trafiła do samochodu pełnego innych uprowadzonych dziewczyn, a stamtąd do zamkniętego pomieszczenia, pilnowanego przez dwa psy. Trafiła w ręce alfonsa i musiała dla niego pracować w jednej z witryn amsterdamskich… Historia wydaje się niemożliwa. Kiedy Sarah trafiła do witryny ja byłam w liceum. Jesteśmy niemalże rówieśniczkami. Mogłam przyrównać jej życie z moim, pełnym beztroski. Wiele razy zastanawiałam się czy historia Sarah nie została wymyślona tylko po to, aby wzbudzić sensację i odnieść finansowy zysk. Jednak te niewiarygodne scenariusze są potwierdzane przez fundację La Strada pomagającą kobietom, które doświadczyły handlu. Również one opowiadają historie, które przysłowiowo jeżą włos na głowie.
Kiedy czytamy książkę napisaną przez dziennikarza, czy inną osobę, która nie doświadczyła handlu, jest to zawsze opis skupiony głównie na relacji faktów. Książka Sarah była pisana z punktu widzenia osoby, która przeżyła wszystko dosłownie na własnej skórze. Zawierała bardzo cenną rzecz, której często brakuje w relacjach innych. Oprócz faktów było w niej bardzo wiele opisów uczuć towarzyszących Sarah podczas wszystkich wydarzeń, które ją spotkały. Były to odczucia nie do odgadnięcia przez osobę, która patrzy z drugiej strony witryny. Sarah zaskakuje w książce swoimi refleksjami. Zastanawia się jak normalni ludzie mogą być zainteresowani jej usługami, które jej samej wydają się ohydne. Zastanawia się dlaczego nikt z przechodzących obok witryny nie zastanawia się co tutaj robi taka młoda dziewczyna, dlaczego tak pracuje. Nie może uwierzyć, że jej cierpienie jest niewidoczne zza szyby. W swojej książce stawia bardzo wiele pytań, które zawstydzają czytelnika i uzmysławiają mu jak egoistyczne i ograniczone jest jego myślenie.

Pamiętam swoje odwiedziny w dzielnicy Czerwonych Latarni w Amsterdamie, kiedy wiedziona zwykłą ciekawością w czasie wycieczki do Holandii jak każdy turysta „zaliczyłam” spacer między witrynami. Myślałam wtedy tak samo jak wszyscy, że Holandia to niezwykły kraj, w którym kobiety są odważne i wyzwolone i same podejmują decyzję o prostytuowaniu się, ponieważ potrafią przyznać przed wszystkimi, że lubią seks. W dodatku mają swoją godną nazwę sex-workerki, a nie negatywnie kojarzące się określenie prostytutki. Oczywiście sama nie podjęłabym takiej decyzji, ale przecież urok świata polega na tym, że się od siebie różnimy… Łatwo jest to wszystko szybko sobie wytłumaczyć. Wtedy nie zastanawiałam się nad tym głębiej. I nie widziałam tam, za witrynami żadnego cierpienia. Kiedy zaczęłam interesować się tematem prostytucji, szybko zauważyłam, że nie jest on taki kolorowy i rzadko kiedy kończy się tak jak w „Pretty Woman”. Rzadko kiedy kobieta podejmuje decyzję o prostytuowaniu się, ponieważ lubi to zajęcie.

W książce „Dziennik nimfomanki” Valerie Tasso, autentycznej historii, bohaterka rezygnuje z pracy w agencji ponieważ szybko przyjemność przeradza się w rutynę, a do tego dochodzi poniżanie przez klientów, które wiele osób włącznie z prostytutkami wpisuje w „urok” tego zawodu. Dopóki prostytucja będzie stygmatyzowana społecznie, zajęcie to zawsze będzie wiązało się z poniżaniem. Kto wie, być może jeśli zniknęłaby stygmatyzacja, zaistniałaby pozytywna prostytucja, w której kobieta mogłaby rzeczywiście podejmować taką decyzję z własnej nie przymuszonej woli, a klient odnosiłby się do niej z szacunkiem. Trzeba przy tym przebudować nasz sposób myślenia nie tylko na ten jeden temat, ponieważ on jest wynikiem wielu innych schematów. Ciekawa jestem jak wiele kobiet podejmowałaby taką decyzję, gdyby inne zawody dawały możliwość utrzymywania rodziny kobiecie, która np. zostaje sama z dziećmi. Nigdy nie zastanawiamy się nad prawdziwymi powodami, które pchają kobiety do takich decyzji. A chęć zdobycia „łatwej kasy” jak się przyzwyczailiśmy myśleć, po pierwsze nie jest „łatwą kasą”, a po drugie za tą chęcią stoi zawsze głębszy powód, którego przyczyny tkwią w niedoskonałych mechanizmach społecznych.

A.L.: Można też usłyszeć nieraz o kobietach, które zostały zmuszone do prostytucji czy seksu w ogóle, że skoro były naiwne, lekkomyślne, to same są sobie winne... Takie komentarze padają niestety często z ust innych kobiet...

I.D: Często spotykam się z opinią, że skoro dziewczyny są tak głupie i naiwne to spotyka je to, na co zasługują. Ja myślę, że młode dziewczyny w założeniu, zgodnie z naturą i swoim rozwojem powinny być głupie i naiwne. Tak kształtuje się człowiek, nikt nie rodzi się mądry i doświadczony. Kolejną błędną rzeczą jest to, że naiwność uosabiamy z głupotą. Trzeba pamiętać, że naiwność to piękna cecha. I nie powinniśmy się pozbawiać pewnej dozy naiwności do końca życia.

A.L.:Tak zwana „naiwność” wynika z ufności do innych ludzi. A jak funkcjonują społeczeństwa zbudowane na nieufności, możemy się przekonać choćby na polskich przykładach.

I.D: Cechą, która powinniśmy piętnować jest więc wykorzystywanie czyjejś naiwności. To niezwykle odrażające, że przyzwyczailiśmy się traktować ją jako cechę normalną, a naiwność uosabiać z głupotą. To niestety źle świadczy o społeczeństwie, a nie o osobach, które wykazują naiwność.

Panuje więc kilka paradoksów, które wzbudzają moje zadziwienie. Z jednej strony dziewczynki są wychowywane na ufne, uległe i naiwne istoty, z drugiej strony jeśli przejawiają właśnie takie cechy są wyśmiewane. Podobnie jest z traktowaniem prostytutek. Wielu mężczyzn korzysta z usług prostytutek, nie widząc w tym nic złego, a jednocześnie pogardza kobietami, które się tym zajmują. Nie widzą swojego w tym udziału, nie ponoszą winy, ani żadnych konsekwencji. Dla mnie coś nie gra w sytuacji, gdzie wykorzystywanie jest ok. i ten kto to robi jest cwanym bossem, a ten kto się daje wykorzystać jest pogardzany i głupi. Nie jestem w stanie pojąc mechanizmu tego sposobu myślenia. Dla mnie jest to upośledzone myślenie.

A.L.: Bo człowiek ufny czy też pejoratywnie mówiąc „naiwny” to tzw. frajer, którego wszyscy wykorzystują. A dziewczynki są wychowywane na frajerki, natomiast chłopkom wpaja się model „cwaniaka”, egoisty.


I.D: Opinie psychologów na temat konsekwencji doświadczania prostytucji są jednogłośne i niestety brzmią okrutnie. W swoich diagnozach wymieniają oni: zespół stresu pourazowego, złożone zaburzenie stresu posttraumatycznego, co objawia się depresją, poczuciem całkowitej bezwartościowości, niską samooceną, zaburzeniami lękowymi, stanami paranoidalnymi, zaburzeniami snu, agresją słowną, nieustannym poczuciem rozpaczy, awersją do seksu, zaburzonymi relacjami z ludźmi, nienawiścią do mężczyzn, mechanizmem zaprzeczania… Lista jest bardzo długa, a ja wymieniłam zaledwie jej część. Psychologowie podkreślają rzecz, która może zaskoczyć: nie ważne jest czy kobieta podejmuje decyzję o prostytuowaniu się samodzielnie, czy jest do niej przymuszana - konsekwencje dla wszystkich są takie same. Różny jest jedynie czas, moment, w którym konsekwencje te się ujawnią. Być może gdyby prostytucja nie była stygmatyzowana tych negatywnych konsekwencji by nie było.

A.L.: W książce „Biegnąca z wilkami” Clarissy Pinkoli Estes przeczytałam ciekawą uwagę, że w dawnych społeczeństwach seks leżał blisko sfery sacrum. Znamy przecież przykłady, jak dziś określamy to zjawisko - „sakralnej prostytucji”. W kulturze chrześcijańskiej, która leży u podłoża zachodnich społeczeństw, seks jest akceptowany jedynie jako konieczność, która ma swój poza seksualny cel i musi być ujęty w instytucjonalne ramy małżeństwa. Wszystko co dzieje się w sferze seksu poza tymi granicami jest uważane za nieczyste, a szczególności prostytuowanie się, a tym samym osoby parające się tym zajęciem są pogardzane.

I.D: Siostra Anna Bauchan prowadząca dom pomocy dla kobiet w Katowicach użyła kiedyś doskonałego porównania opisującego prostytucję. Prostytucji nie planuje się świadomie, w nią się wchodzi najczęściej przypadkowo, jak w kał spotkany na ulicy. Nikt nie chce wejść w kupę, ale zdarza nam się to i wtedy ciągnie się za nami smród, którego trudno się pozbyć...

A.L.: Jak długo trwał performance i jak się wtedy czułaś?

I.D: Performance trwał ok. godziny. Tekst towarzyszący był przygotowany na 13 minut i przewinął się 4 razy. Mogłam napisać jeden tekst ciągnący się przez całą godzinę, ponieważ książka Sarah była przepełniona jej myślami, które wystarczyło tylko przepisywać. Jednak obawiałam się, że godzinna lektura, ciężka emocjonalnie, będzie zbyt trudna, zbyt długa jak na pokaz w przestrzeni miejskiej i mało kto będzie miał siły, aby przeczytać ją w całości. Bałam się również, że przez to będzie mniej zrozumiała, gdyż każdy przeczyta jedynie fragment, czasem wyciągnięty z kontekstu.


Bardzo długo nastawiałam się psychicznie na to co mam zrobić. Nie był to jakiś niesamowity wyczyn, jednak czułam strach. Bałam się reakcji ludzi, którzy mnie znają, bałam się reakcji na akademii, gdzie pracuję. Bałam się komentarzy tych, którzy mnie nie znają. Obawiałam się, że ktoś może mnie wyzywać, zaczepiać. Miałam się jedynie na godzinę przebrać w strój prostytutki, a towarzyszył mi taki stres i tyle obaw. Ciężko mi jest sobie wyobrazić jak czuje się kobieta, która nie tylko się tak przebiera.

A.L.: Ważnym elementem więc był ubiór, który miał nie pozostawiać wątpliwości z kim widz ma do czynienia i oczywiście pozy...


I.D: Bardzo długo przygotowywałam swój strój, oglądałam filmiki nagrane przez turystów z odwiedzin w dzielnicy Czerwonych Świateł. Skupiałam się na zachowaniu kobiet stojących w witrynach. Potem zwracałam się z prośbą o poradę do kolegów w doborze ubioru, peruki. Chciałam na tyle się przebrać, aby całkowicie odmienić swój wygląd, do którego wszyscy są przyzwyczajeni na co dzień. Chciałam stać się inną osobą. Z jednej strony, aby w ten sposób ułatwić sobie występ pod pozorem zmiany osobowości, z drugiej strony, aby pokazać, jak działa prosty mechanizm psychologiczny. Widzimy kobietę ubraną w „mundur” prostytutki i nagle zaczynamy o niej inaczej myśleć. Zapominamy o tym, że pod tym strojem jest zwykły człowiek. Wiem, że zrobiłam większe wrażenie na osobach, które mnie znają, ponieważ oni dostrzegli tę przemianę. Osoby nieznajome potraktowały mnie jak anonimową osobę. Zrobiło wrażenie to, że byłam żywa, jednak byłam już dla nich jedynie prostytutką, osobą wyzbytą uczuć. Opisując sytuacje z mojej strony, osoby po drugiej stronie szyby, która jedynie się tak przebrała, zadziałało to jeszcze inaczej. Przede wszystkim przeliczyłam się z moimi nadziejami. Patrząc na siebie przebraną nadal czułam się sobą i nadal odczuwałam strach. Kiedy robiłam przymiarki w domu przed lustrem, ta przebieranka była nawet zabawna. Miałam wrażenie, że strój zdobi człowieka, czułam się inaczej, bardziej atrakcyjnie. Sama przed lustrem nie odczuwałam negatywnych emocji. Jednak sytuacja kiedy miałam w takim stroju pojawić się publicznie zmieniała diametralnie moje odczucia. Czułam się zaszczuta i przestraszona. Mimo tego, że nie jestem osobą, która zbytnio przejmuje się opinią innych i wydaje mi się, że mam mocny charakter, to jednak nie była to dla mnie komfortowa sytuacja. Mój strach rodził się głównie w związku ze świadomością ogromnej stygmatyzacji społecznej. Nie był wywołany rzeczywistym atakiem, a jedynie moim wyobrażeniem, nie mniej jednak istniał.


Denerwowałam się i czułam się nieswojo. Wmawiałam sobie, że to jedynie taki występ. Bałam się tego co zobaczę w twarzach patrzących na mnie ludzi. Spodziewałam się zobaczyć pogardę i dezaprobatę i przerażało mnie to. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tym jak ważna jest reakcja na mój widok i jak bardzo ta reakcja wpływa na mnie i na to co o sobie myślę i jak się zachowuję. Przyzwyczaiłam się, że ludzie na ogół mnie szanują, niektórzy podziwiają, bo pracuje jako pedagog na uczelni i mam doktorat. Na co dzień nawet się nad tym nie zastanawiam, przyjmuje to jako naturalny stan rzeczy. Jednak zwykła zmiana ubioru, założenie „munduru”, który wyzwala w innych zupełnie inne reakcje, wystarczyło, żeby mnie pozbawić swojej pewności siebie.


Moje naturalne, autentyczne zachowanie mogło podkreślić fakt, że jestem tu zamknięta i nie jest to moje wymarzone miejsce pracy. Moje negatywne emocje mogły wpłynąć na korzyść odbioru. A moje wymuszone próby niby naturalnego zachęcania potencjalnych klientów, mogły wyglądać dokładnie na jedynie wymuszone sztucznie próby. Miałam nadzieję, że moje zachowanie w połączeniu z tekstem wzbudzi napięcie, które chciałam przywołać wśród oglądających. Napięcie przepełnione dyskomfortem. Poza tymi wszystkimi ważnymi aspektami dołączały się aspekty prozaiczne, np. czy obcasem nie trafię w szczelinę, której nie zdążyłam załatać na całej długości parapetu...

A.L.: Jak więc reagowali przechodnie? Czy ktoś z widzów rozmawiał z Tobą o tym działaniu po akcji?

I.D: Kiedy stanęłam po drugiej stronie szyby, zobaczyłam smutne twarze wpatrzone przede wszystkim w przewijający się nad moją głową tekst. Zaskoczył mnie ten widok. Zobaczyłam, że tekst działał. Większość ludzi sprawiała wrażenie przejętych tym, co czytali. Na pewno byłam w dobrej sytuacji, gdyż zza szyby nie byłam w stanie usłyszeć żadnych komentarzy, co niejako mnie chroniło i w pewien sposób izolowało. Widziałam przede wszystkim przygnębienie. Na twarzach, które znałam na przemian pojawiało się zasmucenie, a potem uśmiech, który zdawał się mnie wspierać i dodawał otuchy.


Wydaje mi się, że niektórzy mężczyźni byli nieco rozdarci, ponieważ nie wiedzieli, gdzie skupić swoją uwagę, czy na mnie, czy na tekście. Dostawali sprzeczne komunikaty; jeden był atrakcyjny, drugi przygnębiający. Niektórzy z nich na pewno nie zwracali uwagi na komunikat przygnębiający. Z późniejszych opowieści wiem, że oczywiście padły wulgarne komentarze, jednak procentowo podobno było ich bardzo niewiele. Bardzo żywe były również reakcje przypadkowych przechodniów np.”ONA JEST ŻYWA !!!???”

Nikt z osób, których nie znałam nie wyraził swojej opinii bezpośrednio przede mną. Zrobiły to jedynie osoby, które znałam, bądź które były zaangażowane w festiwal. Kobiety raczej były wstrząśnięte, gratulowały mi odwagi i pomysłu. Mężczyźni nieco tajemniczo mówili, że było profesjonalnie. Zastanawiałam się wtedy czy chodzi o profesjonalny przekaz, czy zachwycił ich jedynie mój profesjonalny strój i wygląd. Być może moje wątpliwości w przypadku reakcji mężczyzn są zdeterminowane stereotypowym myśleniem, że mężczyzna myśli tylko o jednym i nie jest w stanie spojrzeć na kobietę inaczej niż przez pryzmat jej seksualności. Być może ich odbiór jest tak samo empatyczny jak odbiór kobiet. Tego oczywiście nie wiem na pewno i wiedzieć nie będę, bo któż może wiedzieć co tak naprawdę czuje druga osoba… dlatego zawsze trzeba zachować ostrożność w osądzie...

Z Iwoną Demko rozmawiała Anka Leśniak