nasza galeria
artysci
sztuka w Lodzi
architektura
linki
kontakt


pagerank


PARTNERZY

archiwum

Wyszukaj z Google

 

powrót

Anonimowi

Agnieszka Kulazińska

Życiu w dużym mieście towarzyszy poczucie anonimowości. Mijamy codziennie tysiące ludzi. Twarze ich bardziej lub mniej zapadają nam w pamięć. Często ludzie w tłumie wydają się nam znajomi, często spotykamy te same osoby w codziennej drodze do szkoły, pracy. Nic o nich jednak nie wiemy. Projekt „Niewidzialne życia” Joanny Bieli Garrido był próbą przełamania tej bariery. Galeria Promocji Młodych, maj 2008.

Życiu w dużym mieście towarzyszy poczucie anonimowości. Mijamy codziennie tysiące ludzi. Twarze ich bardziej lub mniej zapadają nam w pamięć. Często ludzie w tłumie wydają się nam znajomi, często spotykamy te same osoby w codziennej drodze do szkoły, pracy. Nic o nich jednak nie wiemy. Nie potrafimy opisać więcej niż przypadkowy grymas, podpatrzoną śmieszna minę, kolor zimowej kurtki, kształt torby. Czujemy się samotni pośród tłumu. Nasze kontakty z sąsiadami ograniczają się do grzecznościowego dzień dobry na klatce schodowej, w windzie.

Projekt „Niewidzialne życia” Joanny Bieli Garrido był próbą przełamania tej bariery. Zakończona w maju wystawa w Galerii Promocji Młodych była pokazem jedynie części projektu, podsumowaniem pewnego etapu. Artystka skomponowała ją ze zdjęć/portretów ludzi podpatrzonych na ulicach wielkich miast – Łodzi, Krakowa, Helsinek, Tokio. Prezentacja nie była klasyczną wystawą portretowych fotografii. Po wejściu do Galerii odbiorcę zaskakiwały puste, białe ściany. Uwagę przykuwały niewielkie poduszeczki, przypominające klęczniki ułożone w równych odstępach pod ścianami Galerii. Służyły one oglądaniu właściwej wystawy - zdjęć ludzkich twarzy. Fotografie zmniejszone do rozmiarów niewielkich kwadratów 3x3 cm, zakomponowane w "piramidy" składające się z trzech zdjęć umieszczone zostały w nietypowym miejscu, na przypodłogowej listwie Galerii.

Nietypowe były również ujęcia ludzkich twarzy. Utrwalone z dość dłużej odległości przy pomocy teleobiektywu, ukazywały twarze ludzkie w naturalnych, przypadkowych grymasach. Pokazywały modeli takich jakimi są na co dzień z minami, grymasami, o których prawdopodobnie nie wiedzą. Takich, jakich zapamiętać możemy z ulicy. Użycie teleobiektywu, wojerystyczny gest dawał artystce możliwość nawiązania intymnego kontaktu, wkroczenia w czyjś prywatny świat, swoistego poznania fotografowanej osoby.

Sytuacja bezpośredniego, intymnego kontaktu zaaranżowana została również w Galerii. Zmiana skali, zakomponowanie całości sprawiały, iż odbiorca musiał się „pochylić” nad jednostkowym istnieniem. Aby obejrzeć wystawę zmuszony był do dokonania gestów kojarzących się z kościołem. Musiał uklęknąć, pokłonić się.

W centrum galeryjnych sal umieszczone zostały obiekty – na kwadratach z czarnego filcu artystka umieściła oprawione w złote ramy obrazy wypełnione zdjęciami twarzy ludzkich z ulicy, pomniejszonych do niewielkich w kwadratów. Odbiorca, który chciał je obejrzeć ponownie zdobyć musiał się na wysiłek – uklęknąć na przygotowanych poduszeczkach, użyć znajdującej się obok lupy. Ponownie wykonać gest pochylenia się nad pojedynczym istnieniem. Dla niektórych z uczestników okazał się to dystans zbyt trudny do przebycia. W innym miejscu Galerii Biela Garrido zaproponowała widzom grę w domino, miejsca kropek zastępując na tabliczkach do gry zdjęciami, portretami przechodniów. W ten zabawowy sposób każdy mógł ułożyć po swojemu relacje z innymi.

Oczywistym skojarzeniem nasuwającym się z wystawą Joanny Bieli Garrido jest teoria Emmanuela Levinas'a. W jej centrum znajduje się człowiek. W spotkaniu z drugim człowiekiem, Inny objawia się nam w Twarzy. To ona zawiera prawdę o nim, w niej zapisany jest cały dramat jednostkowego istnienia. Podążając myślą teorii filozofa spotkanie z anonimową twarzą drugiego nie jest jednostkowe, zawiera w sobie wyzwanie, istotę człowieczeństwa – odpowiedzialność za drugie, obce nam istnienie. Spotkanie z twarzą to maksymalne zbliżenie się do drugiego, to próba nawiązania kontaktu, dialogu.

Projekt „Niewidzialne życia” był próbą przełamania bariery ulicznej transparentności twarzy ludzkich. Niedawno przeprowadziłam się z mieszkania w domu, w którym mieszkają cztery rodziny do mieszkania w bloku. Dlaczego o tym piszę? Zmianie miejsca zamieszkania towarzyszyła poczucie towarzyszące oglądaniu wystawy Joanny Beli Garrido „Niewidzialne życia”. Mieszkańcy dużych miastach skazani są na anonimowość. Po raz pierwszy uświadomiłam ją sobie w pełni po wspomnianej wcześniej przeprowadzce. W moim poprzednim miejscu zamieszkania wszyscy się znali, tworzyli rodzaj małej społeczności - spotykali w przydomowym ogródku, podczas spaceru z psami, mieli swoje konflikty, wspólne problemy. Miejsce zamieszkania wymuszało kontakty obce mieszkańcom wielkopłytowych bloków. Tu każdy jest anonimowy.

„Niewidzialne życia” dla samej autorki były próbą oswojenia bezosobowego, miejskiego tłumu. Po jego realizacji, jak sama opowiada wychodząc na ulice Łodzi poznawała twarze bohaterów swoich zdjęć. Dla niej bezkształtna miejska masa przestała być anonimowa.

W projektach Joanny Bieli Garrido ważne miejsce zajmuje aspekt społeczny. Należy ona do niewielu twórców lubiących pracować na ulicy. Sztuka jest dla niej formą nawiązywania kontaktu z ludźmi, na dalszy plan schodzi efekt finalny z przypisaną mu rolą człowieka jako wirtualnego odbiorcy. Praca nad projektem jest zawsze dla niej formą nawiązywania rzeczywistego dialogu. Patrząc pod tym kontem „Niewidzialne życia” były projektem nietypowym. Artystka przyjęła funkcje woyera, ulicznego podglądacza ludzi w ich codziennym, nieuświadomionym pięknie. Międzyludzkie dialogi, kontakty budowane były na etapie późniejszym. Odbiorca oglądając wystawę wchodził w świat innej osoby. Zmuszony był do zmierzenia się z jej twarzą. Twarzą nagą, podaną w całej swojej bezbronności, intymności. Projekt odczytać można jako przeciwwagę dla społeczeństwa spektaklu. Nie musisz się pokazać aby zostać zauważonym, wystarczy być sobą.